wtorek, 12 czerwca 2007

7. Chłapowo - Jastarnia

8 czerwca 2007



Od wczoraj wieczorem wiemy, że do Juraty ma przyjechać Bush. Nie wiemy o której godzinie, ale jakoś tak z informacji nam wynika, że po południu. Skoro tak - to może rano uda nam się przedrzeć na Hel? 
O święta naiwności...
Wzdłuż całego Półwyspu Helskiego biegnie wygodna ścieżka rowerowa - prujemy nią właściwie bez żadnych odpoczynków. Koło 11 rano wjeżdżamy do Juraty. W mieście normalny dzień - no może trochę więcej przejeżdża wozów policyjnych. Jedziemy dalej, mijamy tabliczkę "Hel", przy której robimy sobie pamiątkową fotkę. Za zakrętem nasz optymizm gdzieś ginie: droga zastawiona jest przez policję. Przepuszczają tylko samochody - i to dopiero po przeszukaniu bagażnika i w konwoju. Jednośladów nie przepuszczają.  Próbujemy pogadać z jakimś dowódcą - ale jest nieprzejednany - stwierdza, że z takiego konwoju moglibyśmy uciec w las (oczywiście - przecież na rowerach, z sakwami, z 11-miesięcznym bobasem jesteśmy po prostu wykapanymi terrorystami). Zawracamy. Tibor jest rozżalony i wściekły. Wyłapuje nas ekipa TVP - pytają się co się stało - ja opowiadam, facet nagrywa. Jedziemy w kierunku dworca - Tibor stwierdza, że chce już wracać i kończyć nasze wakacje. Na dworcu zamieszanie, bo siedzą przed nim alterglobaliści. Okazuje się, że pociągi nie kursują - ani z Helu, ani na Hel. Łapie nas facet z RMF - znów pyta się co się stało - gadam do mikrofonu. Wracamy na ścieżkę rowerową i jedziemy w kierunku Władysławowa.
W Jastarni zaczynam zastanawiać się nad sensem tego naszego powrotu: skoro pociągi nie kursują, to nie ma żadnej pewności, że z Władysławowa coś będzie chodziło w kierunku Gdańska ( a tam mamy pociąg do domu). Do Gdańska - kawałek jednak jest - na rowerach nie wiadomo, o której dojedziemy. Burza mózgów - wracamy. Jeszcze nie wiemy, czy będziemy czekać na odblokowanie drogi czy od razy znajdujemy na miejscu nocleg. Trochę włóczymy się po Juracie. Koło piętnastej znów jedziemy w kierunku blokady, w nadziei, że może już po wszystkim. Niestety - tym razem droga zastawiona już na amen przez kordon policji - przed nimi grupka alterglobalistów skandująca jakieś swoje hasła (przy okazji miałam porównanie jak telewizja zniekształca obraz sytuacji. Skandujących osób było naprawdę niewiele i wyglądało to jak piknik: ludzie siedzący w grupkach, jakieś śpiewy z gitarami i bębnami.  W wiadomościach wyglądało to tak, jakby nie wiadomo co tam się działo). Tibor podjeżdża bliżej i robi fotki. Wyłapuje nas ekipa z "Dziennika Bałtyckiego" - znów zadają pytania, gdzie jechaliśmy i co się dzieje.
Postanawiamy szukać noclegu i nie czekać na odblokowanie drogi. Ceny za pokój w Juracie powalają nas na obie łopatki - 160 zł prywatna kwatera?? To chyba jakaś kpina, skoro wszędzie indziej można pokój mieć za 40 zł.  Wracamy do Jastarni - tam na szczęście ceny za nocleg wracają do normalności. Na pocieszenie idziemy na rybę i na plażę.

Gdyby nie przymusowy postój w Łebie i gdyby nie zła decyzja o skręceniu w las - na Hel dotarlibyśmy dzień wcześniej. co by to oznaczało? Moglibyśmy ruszyć jeszcze na Mierzeję Wiślaną i rzeczywiście objechać całe polskie wybrzeże. 




molo w Juracie 


blokada:


Na zdjęciach widać mniej więcej proporcje: najwięcej jest policji, potem gapie, na samym końcu alterglobaliści ;)



na pocieszenie - rybka