środa, 20 czerwca 2007

2. Niechorze - Wieniotowo

3 czerwca 2007


Tadam! Wiktor zrobił nam pobudkę o 5.30. W drogę ruszamy już po 8 rano. 
Mamy mały dylemat jak jechać: zaraz za Pogorzelicą zaczyna się poligon wojskowy - objechanie go, to dość spore kółko. Postanowiliśmy sprawdzić jak się sprawy mają - może poprosić jakiegoś strażnika o przepuszczenie.
Początek poligonu to szlabanik z niechlujną i częściową zniszczoną siatką obok. Żadnego strażnika ani nikogo w zasięgu wzroku. Tibor trochę się boi, ale ostatecznie przełazimy z rowerami obok szlabanu i ruszamy przed siebie. Jedziemy tak około 15 km - w dalszym ciągu nikogo nie widać. Mijamy jakieś zabudowania wojskowe - puste, obok drogi leżą worki z piaskiem pomalowane w ochronne kolory, dodatkowo zasłonięte siatką maskującą. Zastanawiamy się czy zrobić jakieś zdjęcie, ale trochę boimy się - a jak jednak się ktoś pojawi i przyłapie nas na fotografowaniu obiektów wojskowych??
Zaczynamy wierzyć, że uda nam się przejechać bez problemu - wtedy nagle mija nas wóz z żołnierzami w środku. Martwiejemy - ale ten znika na zakręcie olewając nas totalnie. Zaczynamy czuć się trochę pewniej i cykamy kilka fotek. W dobrych humorach zbliżamy się do końca poligonu - mamy nadzieję, że na drugim końcu znów zastaniemy taki sam nędzny szlabanik, ale za zakrętem - niespodzianka, niestety: solidne ogrodzenie, zabudowania - tym razem nie opuszczone i wartownik, który kręci głową i mówi, że bez przepustki nie da rady. Jakieś 100 metrów za nim widzimy druga bramę, za którą teren wojskowy się kończy.
Nie uśmiecha się nam wracać z powrotem 15 km, więc skręcamy w las i lasem omijamy felerne zabudowania. Udało się !
Jedziemy dalej - widać, że przez byłe tereny wojskowe - droga ułożona z betonowych płyt - jedzie się koszmarnie.
Dojeżdżamy do Kołobrzegu - robimy sobie zdjęcie przy pomniku zaślubin z morzem i zmęczeni natłokiem turystów i porażającym kiczem wylewającym się ze stosik z pamiątkami uciekamy dalej - przez Kołobrzeg  przejeżdżamy ścieżką rowerową idącą samym brzegiem morza - jest bardzo malownicza. Niestety za miastem musimy na kilka kilometrów wyjechać na główną drogę. Jedzie się bardzo nieprzyjemnie ze względu na ruch samochodowy i kompletny brak pobocza. Z ulgą skręcamy w bardziej boczne drogi.
Tuż za Ustroniem Morskim psuje się pogoda - zaczyna padać. Do Sarbinowa, do którego chcieliśmy tego dnia dojechać, mamy jeszcze około 8km. Za daleko. Ubieramy Wiktora w pelerynkę w kształcie żaby;) i zawracamy w kierunku Ustronia. Ponieważ leje coraz bardziej, Tibor jeszcze przed Ustroniem, w Wieniotowie, zaczyna szukać pokoju. W jednym domu odmówiono, w drugim zażyczono sobie 100 zł za pokój. W końcu za trzecim razem udaje się. Kobieta waha się, bo to jeszcze przed sezonem, pokój nieprzygotowany na letników. Tibor mówi, że jesteśmy z dzieckiem. A gdzie to dziecko? - pada pytanie. No tak - Wiktorowi spod pelerynki ledwo czubek nosa widać - odchylamy ją i...mamy nie tylko pokój, ale i rosół z domowym makaronem, młoda kapustkę i małosolne ogórki :)

Gospodarze pytają się o szczegóły naszej podróży,z podziwiem kiwają głowami.
Pamiętając to bardzo miłe przyjęcie i poratowanie w biedzie, po dotarciu na Hel wysłaliśmy gospodarzom kartkę z Helu - mam nadzieję, że dotarła.


droga idąca przez poligon wojskowy



omijamy przez las ostatnie 100 metrów zabudowań wojskowych - nie zawsze było łatwo, jak widać ;)

okolice Ustronia Morskiego - od razu widać, że to dawne tereny wojskowe - szosa - o ile można tak nazwać drogę wykładaną betonowymi płytami, nagle rozszerzyła się niespodziewanie do rozmiarów monstrualnych

 zdjęcie przy pomniku zaślubin z morzem


ścieżka rowerowa w Kołobrzegu